poniedziałek, 23 listopada 2015

aliud

Oczy przydymione szczęściem
Usta sklejone łzami
Język suchy od wódki
I gdzie w tym sens?
Czym tak w ogóle on jest?
Moimi łzami, moim bólem, moją śmiercią
moją krwią, moją nicią czarną
Przegrywam sama ze swoimi rzęsami
Jakaś smoła spływa do czerwonej rzeki zatruwając
niebieski ocean piękny bardzo
Kwarcowe serce potłuczone lecz
magiczne różdżki obłudy sprawiły
natychmiastowe wyzdrowienie
Szpic gwiazdy rozrywa tkanki
regenerujące się dłużej niż
niezniszczalne rzęsy wytrzymałe
Dochodzi zakwaszony syrop
Niby słodki taki
A jest niczym ta wódka zatruwająca
cały ekosystem

czwartek, 16 kwietnia 2015

primum

Witaj, pamiętniku. Ja jestem Agnieszka, mam 16 lat i jestem niczym. Dobrze czytasz - niczym. Niczym czym można pocieszyć kogoś i niczym czym można wnieść radość do czyjegoś życia. No bo jak można to zrobić, skoro samemu się tego nie ma?

Gorące mleko z miodem idealne słodkie już dawno się skończyło, teraz miły szlafrok i akumulator komputera grzeją moje ciało. Właśnie - szkoda, że tylko ciało. Ciało jest niczym w porównaniu, co mieści się w środku niego. Mimo to nie wyobrażam sobie miejsca w nim gdziekolwiek, gdzie spoczywa ośrodek odpowiedzialny za uczucia, szczególnie ten odpowiedzialny za ból, który przeszywa całą mnie z góry na dół.

Czym jest zazdrość? To jedno wielkie bagno, z którego żaden jeszcze człowiek nie wyszedł. Wpadamy w nie widząc radość innych ludzi spowodowaną większą popularnością (nie tylko chodzi o polubienia na portalach), przez to, że komuś udaje się robić coś lepiej niż ty. Tu chyba leżą zwłoki mojego serca, właśnie w tym punkcie. Zazdroszczę czyichś sukcesów, które co po chwila się powtarzają i niestety nie mogę się ich pozbyć tak szybko z życia. Ba, nawet nie chcę się ich pozbywać, bo chcę się nimi cieszyć z ich posiadaczami. Nie potrafię. Zwyczajnie nie potrafię. To cholerstwo coraz bardziej mi truje życie od kilku dni. Kiedyś tak się nie nasilało, ale dlaczego teraz? Dlaczego w jednym z najważniejszych momentów mojego dotychczasowego życia? 

Teraz zacznie się pisanie o typowym nastoletnim problemie - potrzeby obecności kogoś jeszcze w twoim życiu. Chłopaka już jednego miałam, wow. Nie wyszło, bo nie wyszło. Za dużo różnic nas dzieliło, zdecydowanie za dużo. Ostatnio widzę za dużo zakochanych w sobie ludzi, którzy publicznie wymieniają się śliną. Nie chcę tego. Chcę stabilności, wzajemnego zaufania, jestem głodna umiarkowania i zwyczajności jak to śpiewa kochana Malwina. Chcę też romantyczności, czułości, zadbania o mnie. Szkoda, że dotychczas nie pojawił się żaden, co by te cechy choć trochę przede mną odsłonił. Samotność? To nie dla mnie. Kiedyś tak myślałam - że zamknę się w zakonie, ale teraz w pełni odkryłam, że bycie w związku to coś, czego naprawdę potrzebuję. Niejedną noc o to przepłakałam i zapewne niejedną noc jeszcze przepłaczę. Ale czym płacz cokolwiek zmienia?

Dlaczego ludzie skupiają uwagę na kimś, a nie na mnie? Przecież znam swoją wartość i znam jakiś tam talent, którym zostałam obdarzona. Pokazuję go kilku osobom, dzięki którym ludzie mogliby o mnie usłyszeć. Daję z siebie 115%, ale nikt, zupełnie nikt tego nie zauważa i nie pochwali. Ale nie! Zawsze przede mną muszą być ci, którzy już się wybili już dawno. Ludzie mają zamknięte oczy i uszy na kogoś nowego, a ponoć tak szukają nowych diamencików. Nie widzą starań tych mniej ważnych dla społeczeństwa. Liczą się tylko ci, którzy już wcześniej poznali smak popularności. Aha, pamiętniku, zapomniałabym - jestem zazdrosną egoistyczną suką.

Niewylana w formę myśl infekuje - znowu Malwina ma rację. Musiałam wylać gdzieś swoje myśli. Dzięki, pamiętniku, za możliwość wystukania na tobie każdego znaku. Śpij dobrze.

Love,
your Aga